"Czerwony smok" - Thomas Harris
Thomas Harris stworzył postać Hannibala Lectera i już samo
to wystarczy, bym uznała, że zasługuje on na najwyższe uznanie. Niestety po
przeczytaniu pierwszej jego książki, w którym występuje ten wspaniały – a słowo
„wspaniały” zdecydowanie do Lectera pasuje – morderca, uważam, że więcej moich
ciepłych uczuć Harris nie zdobędzie.
Jeśli oglądał ktoś „Czerwonego smoka”, po książkę sięgać nie
musi. Ekranizacje powieści Harrisa są zwykle dość dokładne, a w ostatecznym
rozrachunku wychodzi na to, że zdecydowanie lepsze od książki. Może dlatego, że
w „Czerwonym smoku” cała fabuła jest opowiadana dialogami i brakuje tutaj jakiś
sensownych opisów? Co prawda one też się pojawiają, ale nie rzucają się tak w
oczy jak dialogi właśnie. Życie, myśli i zachowania „Szczerbatej Lali” czy też
„Czerwonego Smoka” (to jedna i ta sama osoba) śmiertelnie mnie znudziły –
zresztą nie ma się co dziwić, tego filmu akurat też nie lubię, dlatego
obejrzałam go tylko raz i zbyt dobrze nie pamiętam. Niemniej żadna z wersji mi
nie odpowiada. Hannibala było mi za mało (dlatego łakomie rzuciłam się na
„Milczenie owiec”, bo tam jest go więcej i zobaczymy, co powiem na temat tej
książki), dialogów za dużo, zainteresowania prawie wcale. Dokończenie tej
książki potraktowałam raczej jako obowiązek fanki Hannibala niż jako
czytelniczą ucztę, czy chociażby po prostu przyjemność.
Co prawda to klasyka thrillera, ale do mnie nie przemówiła
ani trochę. Jak dla mnie mogłaby nie powstać. Film także. „Czerwony smok” jest
tak przeciętny, że aż słaby w swojej rzekomej wielkości.
No cholera, nie zgadzam się kompletnie! ;D Zarówno książkę jak i film uwielbiam. Że dużo dialogów i mało opisów - to chyba w thrillerze dobrze? :P W ogóle co jest nie tak z filmem, bo tego nie uzasadniłaś ;D
OdpowiedzUsuńZbyt duże ilości dialogów nie są dobre w żadnej książce - szczególnie jeśli opisów praktycznie brak. Poza tym wszystko na świecie jest kwestią gustu - ja nie polecam, Ty wręcz przeciwnie i tak będzie zawsze :).
UsuńNie powiedziałam, co jest nie tak z filmem, bo pisałam o książce. Ale oprócz historii (czyli wracamy do książki) bardzo nie podoba mi się Edward Norton. Bardzo, bardzo nie lubię go jako aktora. Film, w porównaniu do reszty z Hannibalem, jest absolutnie beznadziejny. Sam w sobie nijaki (i tu już bez porównania). Ani fabuła, ani zdjęcia, ani obsada... nawet nie został nakręcony tak, by zafascynował. Obejrzałam go na siłę. Mimo to uważam, że wygrywa z książką, co o niej samej świadczy nie najlepiej.
Hej hej :) Wpadłam, by oznajmić, iż nominowałam Cię do Liebster Blog Award na Panna i Pan Drewniani :)
OdpowiedzUsuńMiłego
Z pozdrowieniami
Panna Drewniana