"Pamiętnik diabła" - Adrian Bednarek

Zwykle nie zdarza mi się oskarżać autorów książek o preferencje, jakimi szczycą się ich postacie. Z niewyjaśnionych przyczyn w trakcie lektury "Pamiętnika diabła" cieszyłam się, że gdy autor zapytał, czy zechcę zrecenzować jego książkę, podałam nie mój adres domowy, a na poste restante. Jeśli chce mnie zabić, utrudnię mu trochę sprawę.

"Pamiętnik diabła" to książka bardzo żywa. Owszem, czasem martwa - szczególnie tuż po zabójstwie - ale wystarczająco martwa, by żywą pozostać. Od razu wszystko nabiera nowych barw, gdy bohater chodzi po ulicach, które znam (Kraków), wspomina o miejscach, w których się urodziłam (Myślenice), a dodatkowo krąży słowami po miejscowościach, z którymi mam jakieś skojarzenia, a nie są one głównymi celami turystycznymi na mapie Polski. Zatrzymajmy się jednak w mieście królów polskich, w tej nekropolii i porozmawiajmy o narkotykach, alkoholu, seksie i morderstwach.

Kuba, główny bohater, zaprasza nas w Prologu na polowanie. Jedyne, czego się dowiadujemy, to że ofiara ginie. Jak i dlaczego? To pozostaje tajemnicą. Następnie przenosimy się w czasie, by poznać jego życie rok później, gdy demony śpią. Ale czy na długo?

Życie bogatych studentów prawa w najpiękniejszym polskim mieście. Imprezy, niekończące się szafowanie swoją fajnością. Ile osób ma tajemnice? I jak bardzo są one mroczne? My poznajemy tylko te Kuby, gdyż to on jest narratorem i głównym bohaterem, ale to w zupełności wystarczy.

Historia jest świetna, napisana przyzwoicie, ale czasem wyczuwałam tam pewne sztuczności w dialogach, które mi nie odpowiadały. Jednak samej fabule nie mam nic do zarzucenia. Jest mroczna, fascynująca i bardzo wciągająca. Jeden z ciekawszych polskich thrillerów, którego autor nie próbuje na końcu na siłę umoralniać. Ma swoją koncepcję i się jej trzyma. I słusznie!

Oprócz drobnych problemów z językiem udało mi się znaleźć jeden błąd ortograficzny (!), kilka literówek i błędów interpunkcyjnych. Słowo "masarz" podkreśla nawet Mozilla, przy której nie byłam pewna, czy w ogóle działa. Złapałam się za głowę. O ile literówki jeszcze jakoś toleruję, to błędy ortograficzne w książce są absolutnie niedopuszczalne! Nie podobała mi się również czcionka, przez którą źle mi się czytało. Okładka przyciąga wzrok, ale wprowadza w błąd. Nie radzę się nią sugerować.

Niemniej te rzeczy w książce są drugorzędne, najważniejsza jest treść, a ona mocno przypadła mi do gustu. Nawet jeśli moja wewnętrzna romantyczka uznała jeden wątek za niemiły. Ale czegóż się spodziewać?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3