"Japoński strumień zdrowia. Autoterapia z wykorzystaniem tradycyjnej wiedzy ludowej" - Ingrid Schlieske

Niezdrowo interesuję się medycyną alternatywną. Może dlatego, że jestem najprawdopodobniej hipochondryczką, która uważa, że leki jej szkodzą, więc szukam innych dróg ku zdrowiu. Generalnie jestem skłonna uwierzyć we wszystko, jeśli zostanie mi podane w zjadliwej formie. "Japoński strumień zdrowia" nie został i z osoby z pozytywnym nastawieniem stałam się ogromną sceptyczką.

Wierzę, że na ludzkim ciele są punkty, których uciskanie może pomóc, dlatego też ta książka była jakby odpowiedzią na moje wołania. Niestety autorka zdołała mnie już na początku (czyli przez pierwszych sześćdziesiąt stron) zdenerwować. Nieustannie powtarzała to samo i próbowała mnie - osobę, która z własnej woli sięgnęła po tę książkę z chęcią jej przeczytania, a następnie wprowadzenia zawartych w niej rad w życie - przekonać, żebym czytała, nie była sceptyczna i że to działa i dokonuje cudów. Gdybym nie wierzyła, że działa, to trzymałabym się od niej z daleka. Po tym przydługim wstępie chciałam ją odłożyć i zapomnieć o jej istnieniu, ale dalej wierzyłam, że mimo tego nieszczęsnego początku mi coś da. Lekko podenerwowana czytałam dalej.

Na samej lekturze się nie skończyło. Stosowałam się do zawartych w niej wskazówek, a że akurat w tym czasie dostałam migreny, pomyślałam, że może uda mi się tą metodą złagodzić ból lub całkowicie się go pozbyć. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu ból się tylko nasilił, poczułam się jeszcze bardziej chora, a żaden z moich punktów energetycznych nie był łaskaw się odblokować. Zdecydowanie bardziej pomógł mi intensywny trening, w trakcie którego zapomniałam o bólu, niż zaprezentowana w tej książce autoterapia. Tak oto porzuciłam pomysł samoleczenia na bliżej nieokreślony czas.

Może to mój sceptycyzm spowodowany tym "krótkim" wprowadzeniem sprawił, że nijak nie potrafię się do tej książki pozytywnie odnieść, niemniej wierzę, że istnieją osoby, którym to pomaga. Jeśli do nich należycie, możecie spokojnie ją przeczytać. Po tych sześćdziesięciu stronach zaczyna się kompetentny opis punktów wraz z rzeczami, za które są one odpowiedzialne oraz w jaki sposób należy je uciskać. Podczas lektury pojawiło mi się kilka pytań, na które nie znalazłam tam odpowiedzi, ale może to tylko ja jestem taka alternatywnie niedomyślna.

Książkę można kupić tutaj.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3