"188 dni i nocy" - Janusz L. Wiśniewski, Małgorzata Domagalik

Szalenie wielmożny pan Feminista i Znawca Kobiet zaczął korespondować z panią Feministką. Ba!, nawet chodził dla niej do biblioteki częściej, niż dla jakiejkolwiek innej kobiety (w mojej głowie pojawia się pytanie: Co na to żona szalenie wielmożnego pana Feministy i Znawcy Kobiet?). No i pisali do siebie. Przez dwa lata. 188 spędzonych wspólnie dni i nocy.

Książka ta jest szalenie ciekawa, ale momentami (zdecydowaną większość czasu...) powiedziałabym, że jest wszystkim, ale nie korespondencją. Jedno pisało o jednym, drugie o drugim i tematy tylko czasami się ze sobą zderzały w celu dyskusji, która nie trwała dłużej, niż dwa maile. Było dużo mowy o kobietach i mężczyznach, o seksie i o miłości. Były postaci historyczne, były miejsca i były książki. Była ta atmosfera butelki wina w środku nocy. Koniecznie czerwonego. Mimo to brakowało mi spójności, rozmowy. Obserwowanie gadatliwości Wiśniewskiego i ostrożności Domagalik sprawiło, że skupiałam się bardziej na formie, niż treści. Wiśniewski mówił o wszystkim, Domagalik usilnie próbowała zachować prywatność. W tym wszystkim jednak "188 dni i nocy" wydało mi się zbyt intymne.

Wyrosłam już z magii Wiśniewskiego. Z jego naukowo-filozoficznych wypracowań. Albo przestałam być kobietą, albo się nią stałam. "188 dni i nocy" jest bardzo ciekawą książką, porywa i zabiera w krainę chemii miłości, ale to robią wszystkie teksty Wiśniewskiego. Domagalik jest tu (o ironio) mało. Szalenie wielmożny ją przytłacza swoją wielkością. Co za szkoda.

Mimo ogólnego zachwytu pozostał niesmak. Panem szalenie wielmożnym.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3