Stosik.
Maj był moją absolutną czytelniczo-blogową porażką. To pierwszy raz, gdy przez cały miesiąc na blogu nie pojawił się ani jeden post. I co śmieszne - czytałam, ale nie miałam okazji niczego skończyć. No, może oprócz "Snu nocy letniej" i "Hamleta" (ten ostatni jest przyczyną, dla której nie mam na nic czasu. Mogłabym go zrecenzować, ale obawiam się, że zmieszałabym go z błotem, bo mam go już powyżej uszu). Do tego podczytuję sobie jakąś książkę po niemiecku, czytam po raz kolejny moją ukochaną "Matkę Ryżu", a do tego bawię się z Henrym Jamesem, którego bym skończyła już dawno, ale wiem, że nie miałabym czasu na napisanie recenzji.
O, wczoraj przeczytałam jakiś komiks o wikingu! Ale uznałam, że aż takich wyrzutów sumienia nie mam, by go recenzować w ramach akcji "zapchajdziura". Maj był po prostu koszmarnym miesiącem. Bo ni to się wysypiałam, ni to coś obejrzałam (ostatnie dwa dni na raty "Vicky Cristina Barcelona"), tylko cały czas ślęczałam w moich studiach. I też gdzie indziej, ale to na moje czytelnictwo pozytywnie nie wpłynęło. Ale oficjalnie oznajmiam, że zbiorę się do kupy, gdy tylko uporam się z moją pracą z "Hamleta" (6/20 już napisane).
Stosik jest w dużej mierze urodzinowy (niemiecki), recenzyjny (przepraszam, zielenino, że nie mam dla ciebie czasu...) i zakupowy (bo pierwszy tom czytałam i zapragnęłam drugiego, a w ebooku nigdzie nie ma). Coś mnie kusiło, by pokazać dwie pożyczone książki, ale że ich recenzować za diabły nie zamierzam, to nie pokażę. Za jedną się właśnie zabiorę, bo - och, ech, wrr - też ze studiami jest połączona. A potem Hamlet.
I w ten oto sposób powstała zapchajdziura o niczym.
O, wczoraj przeczytałam jakiś komiks o wikingu! Ale uznałam, że aż takich wyrzutów sumienia nie mam, by go recenzować w ramach akcji "zapchajdziura". Maj był po prostu koszmarnym miesiącem. Bo ni to się wysypiałam, ni to coś obejrzałam (ostatnie dwa dni na raty "Vicky Cristina Barcelona"), tylko cały czas ślęczałam w moich studiach. I też gdzie indziej, ale to na moje czytelnictwo pozytywnie nie wpłynęło. Ale oficjalnie oznajmiam, że zbiorę się do kupy, gdy tylko uporam się z moją pracą z "Hamleta" (6/20 już napisane).
Stosik jest w dużej mierze urodzinowy (niemiecki), recenzyjny (przepraszam, zielenino, że nie mam dla ciebie czasu...) i zakupowy (bo pierwszy tom czytałam i zapragnęłam drugiego, a w ebooku nigdzie nie ma). Coś mnie kusiło, by pokazać dwie pożyczone książki, ale że ich recenzować za diabły nie zamierzam, to nie pokażę. Za jedną się właśnie zabiorę, bo - och, ech, wrr - też ze studiami jest połączona. A potem Hamlet.
I w ten oto sposób powstała zapchajdziura o niczym.
Takie zapchajdziury wszystkim są potrzebne:) i wbrew pozorom fajnie się je czyta. Powodzenia życzę w ogarnięciu szaleństwa:)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie "Zielony eliksir życia". To może być ciekawa książka.
OdpowiedzUsuńTo po niemiecku wydaje się kuszące ;)
OdpowiedzUsuńDwie pierwsze mają niezłe gabaryty:)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny twórczej podczas pisania pracy z "Hamleta":)
"Woda różana i chleb na sodzie" to może być coś dla mnie. Lubię Serię z Miotłą, więc chętnie zapoznałabym się z tą książką.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Zupę z granatów", "Woda różana i chleb na sodzie" to druga część prawda?
OdpowiedzUsuńTak :).
Usuń