„Pawilon Kwiatu Brzoskwini” – Mingmei Yip
Dużo wody upłynęło, nim w końcu zdołałam przeczytać tę
książkę – książkę, za którą mój wzrok błądził od bardzo dawna. Koleje losu
jednak sprawiły, że w końcu stałam się jej posiadaczką, jednak i to nie przybliżyło
mnie do jej przeczytania. Długo czekała, aż znalazłam dla niej czas. I to był
właściwy czas.
Historia ta opowiada o dziewczynce, która trafiła do miejsca
dla dziewczynek pod każdym względem nieodpowiedniego – luksusowego domu
publicznego. Z pozoru jest to książka bardzo podobna do „Wyznań gejszy” (przy
czym pragnę zaznaczyć, że gejsze nie są prostytutkami) i – jak się okazuje
dalej – w tym wypadku pozory nie mylą. Mengmei Yip stworzyła historię na bazie
bestselleru, powielając wątki z powieści Arthura Goldena, jednak rozwijając
swoją bohaterkę i nadając jej większej głębi, niż to było w przypadku Sayuri.
O ile „Wyznania gejszy” były niemal hollywoodzką historią, w
której wszystko zdawało się toczyć wobec miłości romantycznej, głównym wątkiem
w „Pawilonie Kwiatu Brzoskwini” była miłość do rodziców i chęć pomszczenia
ojca. Xiang Xiang posiada wiele artystycznych talentów – jak gejsza – jednak
jest zmuszona do świadczenia ciągłych usług seksualnych. I choć twierdzi, że
tego nienawidzi, z książki można wywnioskować raczej, że jej się to podoba. Nie
potrafi na długo porzucić życia w luksusie, do którego przywykła, a seks jest
tylko (pozornie) niewygodnym dodatkiem.
Wiele jest w tej powieści mowy o przeznaczeniu, o karmie i
powinnościach. Także o cierpieniu, jednak ono zdaje się być błahe. Autorka
opisuje je w taki sposób, usprawiedliwia je eufemizmami, że ciężko uwierzyć, że
Xiang Xiang naprawdę cierpiała. Ona sama, jako narratorka, to przyznaje, jednak
z opowieści wynika co innego – że w dużej mierze była naprawdę zadowolona ze
swojego losu. W przeciwieństwie do „zwykłych” prostytutek miała dobre życie, a
seks był jej zawodem od tak dawna, że spowszedniał po pewnym czasie. Z
perspektywy normalnego człowieka można uznać jej życie za straszne, za piekło,
lecz z perspektywy czytelnika, który ma dostęp do myśli bohaterki - jest o to
trudno. To jedno – oraz nieustanne zapożyczenia z „Wyznań gejszy” – nie wyszło
autorce wiarygodnie. Można to bardziej potraktować jak chińską baśń o
przeznaczeniu, gdzie wszystko i tak zacznie zmierzać do happy endu, który
zostaje przedstawiony czarno na białym już na samym początku książki.
To „Pretty woman” w azjatyckim wydaniu. Choć piękna (nadmiar
wulgaryzmów można na chwilę wyrzucić z pamięci), lekko napisana, sprawia, że chce się wprowadzić
zmiany we własne życie, wciąż jest tylko bajką. Kuszącą, kolorową bajką.
Niemniej jestem ciekawa innych pomysłów autorki. Dobrze się
czytało tę książkę, więc kolejne powinny być równie przyjemne (sic!) i możliwe,
że nie będą powtórką innej powieści, którą już znam.
Niestety nie mój klimat :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Choć „Pretty woman” nie znoszę, to jestem przekonana, że „Pawilon Kwiatu Brzoskwini” spodobałby mi się bardzo, dlatego już od jakiegoś czasu rozglądam się za tę książką.
OdpowiedzUsuń