"Daisy Miller i inne opowiadania" - Henry James
Henry James jest jednym
z tych pisarzy (obok Lovecrafta i Poe), z którymi bardzo chcę się zaprzyjaźnić,
ale na pewnym poziomie się nie dogadujemy. Ten poziom to zakończenie. Każdy z
tej trójki tworzy je tak enigmatyczne, że zastanawiam się, po co w ogóle
czytałam. I choć lubię otwarte zakończenia, to w ich dziełach mi brakuje jakichkolwiek.
Niemniej wciąż próbuję.
Pierwszą z czterech historii przedstawionych w tej książce
jest tytułowa „Daisy Miller”. Panienka z/obok towarzystwa, do tego zakochany w
niej mężczyzna zdecydowanie z wyższych sfer i oczywiście damsko-męskie gierki.
O ile obserwowanie reakcji bohaterów było naprawdę ciekawe, to zakończenie
oczywiście mi się nie spodobało i zastanawiałam się, skąd się wzięło oraz co
miało wnieść. Zresztą „Daisy Miller” plasuje się u mnie na ostatnim miejscu z
tego zbiorku.
Kolejna jest „Bestia w dżungli”. Tę historię teoretycznie
znałam już wcześniej (a raczej znałabym, gdybym owych zajęć nie opuściła) i
zdecydowanie jest jedną z bardziej frapujących. W końcu nie na co dzień ktoś
uznaje, że czeka go w życiu coś strasznego i idzie strwożony przez życie w
oczekiwaniu na to zdarzenie. I jest tylko jedna osoba, z którą ten lęk dzieli i
po latach się pojawia ponownie i – o dziwo – zdaje się wiedzieć, co bohatera
czeka. W tym opowiadaniu opisana jest genialna relacja między dwojgiem ludzi,
których łączy wspólny sekret i temat. James rewelacyjnie opisuje głębię oraz
płytkość uczuć. Tutaj też zakończenie razi mnie najmniej, bo zdaje się mieć
jakieś powiązanie z treścią.
Trzeci jest „Łgarz”. Jest on kolejną historią miłosną (co
mogłabym poniekąd również powiedzieć o powyższym), historią zawodu oraz
zawiści. Poniekąd kojarzy mi się z „Portretem Doriana Graya” – tutaj też pewien
obraz odgrywa dość istotną rolę i też obnaża duszę modela. Niemniej nie jest on
tak mroczny. Jest on tylko środkiem do przekazania pewnych treści. Ta historia
konkuruje z „Daisy Miller” o miano najgorszej, jednak sądzę, że ma w sobie coś
ciekawego. To „coś” to po raz kolejny relacja między bohaterami – tutaj mamy
trójkąt, choć działający na innej zasadzie niż ten w „Daisy Miller”, i bazuje
on jednocześnie na fascynacji i nienawiści ze wszystkich stron. Chyba to stawia
to opowiadanie wyżej, zdecydowanie je pochłonęłam.
Ostatni jest „Wychowanek”. Patologiczna wręcz sytuacja
rodzinna, prywatny nauczyciel i genialny, chory chłopiec. James przedstawia
ciekawe, choć nie tak genialne, relacje nauczyciel-uczeń, rodzice-dziecko,
rodzice-nauczyciel. Historia brnie do pewnego punktu, który zdaje się nie mieć
nigdy nastąpić, jednak w końcu nadchodzi, a opowiadanie się kończy. Szybko, bez
ostrzeżenia, wręcz bezlitośnie. Za szybko, za krótko, zbyt gwałtownie. Choć
zrozumiale, co mnie samą zaskoczyło. Jednak chętnie wyjaśniłabym Jamesowi, że
zakończeniom należy dać trochę miejsca na rozbieg. Bo takie, jakie on pisał,
zdecydowanie nie są moją bajką.
Henry’ego Jamesa polecałabym dla jego portretów postaci i
relacji między bohaterami oraz rewelacyjnego stylu opowiadacza historii przy
ognisku. Za zakończenia do tego ogniska bym go jednak najchętniej wrzuciła. Jest
pisarzem ciekawym, nie dla każdego, niemniej sądzę, że warto mu się przyjrzeć –
choćby po to, by stwierdzić, że to nie jest to. Ja nie jestem w pełni
przekonana. Może jestem zwyczajnie za głupia, by zrozumieć, co on chciał
powiedzieć. Ciekawy pisarz, bez dwóch zdań.
A mnie podoba się okładka :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Jamesa, ale chętnie zapoznam się z jego twórczością sięgając po "Daisy Miller i inne opowiadania". :)
OdpowiedzUsuńOkładka - o taaak, okładka jest genialna. A poza tym treść też, tylko trzeba do niej cierpliwości, prawda? Bo przy Jamesie zdecydowanie uświadamiam sobie, że czytanie to nie tylko przyjemność, ale i praca :)
OdpowiedzUsuń