"Love, Rosie" - Cecelia Ahern

Po raz ostatni spotkałam się z pojęciem "powieść epistolarna" podczas przygotowań do matury z polskiego. Mówiąc krótko - dawno temu. Przypomniałam sobie o tym określeniu, czytając "Love, Rosie" - książkę Cecelii Ahern (autorki m.in. "PS Kocham Cię") wydaną wcześniej pod tytułem "Na końcu tęczy".

Nie bez powodu właśnie lekcje polskiego pojawiły mi się przed oczami w trakcie lektury. "Love, Rosie" to powieść tak bardzo epistolarna, że bardziej się nie da, ale na nowoczesną modłę. Wprawdzie tradycyjne listy odgrywają tam swoją rolę, ale nie mniejszą mają e-maile oraz rozmowy na czacie i sms-y. Przyznam, że nie jest to moja ulubiona forma, zwłaszcza gdy autorka skąpi dat i przez to nigdy nie wiadomo, ile w danym momencie bohaterowie mają lat i co się dzieje. Czasem odnosiłam wrażenie, że autorka sama się gubi w różnicy czasu i to wcale nie mniej niż ja sama.

I to jest w zasadzie jedyna wada, jaką dostrzegłam w tej książce. Dość szybko oswoiłam się z formą, problemy czasowe nauczyłam się ignorować i mogłam cieszyć się fabułą, a ona jest całkiem niezła. Gdy już oswoimy się z typowymi elementami (przyjaźń od pieluch, wyjazd jednego z przyjaciół do innego kraju, uświadomienie sobie po latach, że to nie tylko przyjaźń, ale też miłość), dostajemy sporą dawkę realizmu i tragizmu - poprzez niechcianą ciążę i konflikty aż do najmniej oczekiwanych zdarzeń, które wszystko zmieniają.

Cecelia Ahern przedstawia historię Rosie i Alexa w taki sposób, że wydaje się ona być realna. Autorce udaje się zwykle przemykać o włos od przewidywalności (choć nie zawsze), ale nawet to nie przeszkadza. Bohaterowie są nieidealni, ale sympatyczni i pełni humoru i to właśnie oni są tym, co tworzy tę historię. Nie fabuła, a osobowości. Można się z nimi solidaryzować, złościć, ale stają się przyjaciółmi. Gdy kończy się książka, robi się przykro, że trzeba się z nimi rozstać. Cóż, takie jest życie.

"Love, Rosie" nie jest lekturą wysokich lotów, ma swoje wady, obok których nie sposób przejść obojętnie, ale ogólnie pozostawia po sobie bardzo pozytywne wrażenia. Może w końcu dam się przekonać do "PS Kocham Cię", choć nie obiecuję.

Komentarze

  1. A dla mnie to jedna z gorszych książek, jakie czytałam w tym roku i w ogóle w życiu. Forma była pomysłowa, ale nie wyszła nikomu na zdrowie - ciężko się to czyta, ciężko się to pojmuje. Żałuję straconego czasu i pieniędzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo! Mi się ta książka nie podobała, no może poza przejawami humoru Rosie.

      Usuń
    2. Owszem, forma jest zdecydowanie daleka od doskonałości. Jednak historia sama w sobie jest dobra i wiarygodna. Do mnie przemówiła, gdy już uporałam się z formą.

      Usuń
  2. Mam na stosiku od dawna, muszę w końcu przeczytać :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zamiar przeczytać od kiedy wydano tę książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Seeerio? A ja myślałam, że to jakaś nowa książka xD "Na końcu tęczy" czytałam już jakiś czas temu. Może i miała jakieś wady, ale całkiem przyjemne czytadło. Poleciłabym, zwłaszcza, że do mnie raczej takie książki nie trafiają, a ta jest całkiem niezła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio :D. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu zmienili tytuł (no dobrze, ten bardziej kojarzy się z "PS Kocham Cię"), ale to ta sama książka.

      Bardzo przyjemne! Pomijając formę. Ciężka ona, ale jak rozgryzie się system, to da się czytać :).

      Usuń
    2. Jakby się tak zastanowić to bardziej pasuje do książki, ciekawa jestem czy to była decyzja raczej autorki, czy wydawnictwa.
      A mnie forma nic a nic nie przeszkadzała :)

      Usuń
    3. Jako tytuł oryginalny widnieje zdecydowanie tęcza, nie Rosie, zatem to najwidoczniej decyzja wydawnictwa. Polskiego. Czego nie rozumiem, skoro książka już została w Polsce wydana pod innym tytułem. Może chcieli sprzedać po raz drugi :D.

      Usuń
    4. Chyba niekoniecznie tylko polskiego, znalazłam tę książkę jeszcze pod tytułem "Rosie Dunne" :) Nie orientuję się w sprawach wydawniczych itd., ale żeby sobie tak zmieniać tytuły to aż dziwne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3