"Woda różana i chleb na sodzie" - Marsha Mehran

Na początku mojej blogowo-recenzenckiej kariery czytałam "Zupę z granatów" Marshy Mehran i byłam nią zachwycona jako lepszym odpowiednikiem słynnej "Czekolady". Już wtedy mówiłam, że zdecydowanie muszę przeczytać drugą część "Zupy...", czyli "Wodę różaną i chleb na sodzie". W końcu, po kilku latach, udało mi się do tego doprowadzić.

Pamiętam jeszcze klimat pierwszego tomu i oczekiwałam go od kontynuacji. Niestety zostałam rozczarowana. Ta książka jest o wiele mniej aromatyczna. Siostry zaczynają się od siebie emocjonalnie oddalać, mają swoje życia i tajemnice. Miasteczko jest tym razem mdłe i zdaje się, że autorce nie udało się osiągnąć celu. Gdzieś na początku są chęci zrujnowania Cafe Babilon, ale gdy pojawia się syrenka, wszystko skupia się na niej i na źle, jakim jest. Również koniec jest mało sycący i treściwy. Mocno skrótowy i bez wyrazu.

W tym tomie pojawiają się również problemy tłumaczeniowe. Nie wiem, czy obie książki tłumaczone były przez tę samą osobę, ale to nie ma znaczenia. Tłumacz powinien znać rzeczy występujące w części pierwszej i zachować konsekwencję, bądź uzasadnić jakoś jej brak. Tu tego nie ma. Najmłodsza z sióstr pachniała w pierwszej części wodą różaną z czarnuszką (ta czarnuszka mocno zapadła mi w pamięć i przez te parę lat próbowałam ją kupić, by wiedzieć, czym Lajla woniała), w drugiej czarnuszka okazała się cynamonem. W pierwszej części lekarstwo na migrenę składało się z zupełnie innych rzeczy niż w drugiej. Muszę jednak przyklasnąć kilku rzadko używanym w dzisiejszych czasach słowom, które narodziły się w tej książce na nowo. To plus zarówno dla tłumaczki, jak i książki.

Fabuła "Wody różanej..." jest nudna i bezcelowa. Jest mi niemal przykro, że przeczytałam tę książkę i straciłam czas, który mogłam lepiej spożytkować (na ciekawszą lekturę). Po pełnej wyrazu "Zupie z granatów" nie pozostało już nic ciekawego. Tylko okładka.

Komentarze

  1. Lubię smaczne książki - czyli o jedzeniu, zapachach, smakach. I czytałam "Zupę z granatów" oczywiście. Może żadne z niej arcydzieło, ale mile wspominam. Szkoda, że jak piszesz, kontynuacja jest słabsza. A czarnuszka i cynamon - to rzeczywiście dwa kompletnie inne smaki i zapachy ( ale obie przyprawy bardzo lubię ).

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zupa z granatów" jeszcze przede mną, ale mam audiobooka! A czytałaś "Przepiórki w płatkach róży"? Bardzo, bardzo ją lubię! Zdecydowanie moja ulubiona z książek o jedzeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zupa z granatów" jeszcze przede mną, ale mam audiobooka!
    Dla mnie numerem 1 o jedzeniu pozostają "Przepiórki w płatkach róży". Nawet znalazłam Twoją starą recenzję i widzę, że też Ci się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3