"Skrzydła nad Delft" - Aubrey Flegg
Oglądaliście „Dziewczynę z perłą”? Pamiętacie tę chłodną,
choć słoneczną atmosferę panującą w Holandii? Widzicie we wspomnieniach, jak
tworzone są farby, kolory? Czujecie ich zapach? Czy macie ochotę wziąć w ręce
pędzel i namalować cokolwiek, by tylko poczuć się artystami i wejść w tamten
świat? Jeśli tak, doskonale rozumiecie moje odczucia po lekturze. Jeśli nie,
może zapoznacie się z nią sami?
„Skrzydła nad Delft” są malarską baśnią w czasie wielkich
artystów. Ich bohaterką jest dziedziczka porcelanowej fortuny Louise Eeden,
która kocha ojca i dla niego jest skłonna się poświęcić i wyjść za mąż za
dziedzica drugiej ceramicznej firmy. W tym czasie ojciec poleca jej pozowanie
do portretu, co zmienia wiele w życiu Louise.
W Louise podoba mi się, że jest dobra, ale nie jest głupia.
Ma swój rozum, choć kieruje się raczej sercem i tym, co uważa za słuszne. Świat
ją fascynuje, nie ogranicza się do kupowania nowych sukien, czepków (!) i
zastanawiania się, jak najszybciej i najkorzystniej wyjść za mąż. Louise jest
dokładnie taka, jak określa ją malarz – niezapatrzona w siebie, przezroczysta.
I to wcale nie jest negatywne, wręcz pokazuje trudności w przedstawieniu
czystej duszy.
Jednak czy Louise jest idealną dziewczyną? Nie. Choć stara
się zrobić najlepsze, działa też wbrew sobie i swoim uczuciom. To wszystko jest
przedstawione w niezwykle subtelny sposób. W tle obserwujemy intrygi, kłamstwa
oraz uprzedzenia religijne i trudności w przyjmowaniu nowych wizji świata. Choć
„Skrzydła nad Delft” są niegrubą książką i brakuje im czegoś, co można by
nazwać dobitnym stylem pisania, są niezwykle wyraźne w swojej warstwie emocjonalnej.
Kojarzą mi się ze skrzydłami – nie tymi okładkowymi, lecz delikatnymi motyla –
które powodują delikatny wiatr, wywołują uśmiech i osiadają gdzieś w duszy,
choć nie posiadają intensywnych barw.
Ta książka to baśń. Zaskakująca baśń, głównie przez
zakończenie. Nie takiego bym się spodziewała. A może powinnam zacząć od
przeczytania słów autora i zapoznania się z tą historią, która po części
wydarzyła się naprawdę? Nie, raczej nie. Pewien wątek mnie niezwykle urzekł, tworząc klamrę w
powieści i nadając jej magii, choć innego wymiaru.
Mocno polecam tę spokojną i czarującą lekturę. Z największą
przyjemnością przeczytałabym coś jeszcze z tego tematu i napisanego w taki
sposób. Książkę odrywającą od rzeczywistości i pachnącą farbami oraz okraszaną ilustracjami będącymi jej przyjemnym uzupełnieniem.
"Dziewczynę z perłą" oglądałam i czytałam i zakochałam się w tamtej Holandii. Po tą książkę na pewno sięgnę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam same pozytywne recenzje na temat tej książki. Podoba mi się, że odrywa od rzeczywistości jak napisałaś. Nie wszystkie książki niestety takie są. Na pewno będe o tym tytule pamiętać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na liście i będę jej wypatrywać w księgarniach :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest piękna :) Twoja recenzja jest bardzo ciekawa i chyba się skuszę na "Skrzydła nad Delft".
OdpowiedzUsuńczyli już wiem, o co poprosić do recenzji ;)
OdpowiedzUsuńMam pytanie kim jest pani Kathenka w tej książce. Jeśli ktoś wie to proszę o odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPani Kathlenka jest nianią Louise, ale też jakby drugą matką. O to Ci chodzi, czy o coś innego?
UsuńDzięki Alino
OdpowiedzUsuń