"Akademia Dobra i Zła" - Soman Chainani

Przez całe dzieciństwo nie zdarzyło mi się postrzegać baśni jako brutalnych. Może dlatego że wychowałam się na disneyowskich adaptacjach, które zawsze wszystko łagodzą? Nie znałam wtedy oryginalnych braci Grimm, a Charles Perault też uraczył mnie historiami niezbyt mrocznymi. Owszem, w baśniach jest i dobro i zło, ale wydawało mi się ono zawsze takie jednoznaczne. "Akademia Dobra i Zła" pokazała mi, że patrzę na baśnie z nieodpowiedniej perspektywy. Bo opowiadają one tylko o Dobru i z punktu widzenia Dobra. A o tym, co czuje Zło, nie mówi nikt.

Agata i Sofia to przyjaciółki. Tak przynajmniej obie twierdzą, choć już na początku widzimy wycofaną dziewczynkę i drugą - bardzo w sobie zadufaną i próżną. Zbliża się jednak dzień, w którym Dyrektor Akademii ma porwać dwójkę dzieci do swojej szkoły, by mogły powstać baśnie z nimi w rolach głównych. Sofia uważa oczywiście, że jej przeznaczeniem jest bycie księżniczką i trafi do szkoły Dobra, a mroczna Agata doskonale nadaje się do Zła. I gdy rodzice wszystkich dzieci robią, co mogą, by udaremnić porwanie ich pociech, Sofia dąży do tego, by ułatwić Dyrektorowi zadanie, a sfrustrowana zachowaniem przyjaciółki Agata stara się ją przed tym uratować. Ostatecznie obie zostają zabrane - Agata zostaje porzucona w Akademii Dobra, a Sofia w Akademii Zła. Zaraz, czy coś im się nie pomieszało?

Na początek powiem, że książka mi się podobała, była bardzo wciągająca i z naprawdę interesującej perspektywy pokazała baśnie i ich bohaterów. Niemniej autor miał najwyraźniej poważne problemy z odróżnianiem Dobra od Zła i pokazał (wydaje się, że trochę wbrew własnej woli), że świat tak naprawdę nie jest czarno-biały. Może i Sofia była tak bardzo zapatrzona w siebie, że była ostatecznie Zła - z tym się zgodzę - ale w Agacie nie zobaczyłam aż tyle bezwarunkowego Dobra. Ona była zwyczajnie zapatrzona w swoją przyjaciółkę, ale poza tym była całkowicie normalną, ni to dobrą ni złą dziewczynką. Zresztą w szkole Dobra każdy był w zasadzie taki jak Sofia, więc doskonale się tam nadawała. W każdym razie ten dobry-zły wątek (czyli niemal główny w powieści) leży. Bo wynika z niego, że podziały są przypadkowe i prawdziwe Zło jest tylko jedno (ale o tym poczytajcie sobie w książce).

Styl pisania jest dość baśniowy. Lekko naiwny, prosty. Jedynym, co odróżnia go od klasycznej baśni, jest wejście w głowę i przemyślenia bohaterek, ale poza tym autor (tłumaczka?) dobrze się spisał. Momentami było językowo trochę niezgrabnie, marszczyłam brwi, zastanawiając się, o co tu chodzi i czy nie można ująć tego lepiej, ale ogólnie nie było tak znowu źle.

Nie wiem, czy to dobra, czy zła książka. Pomysł na fabułę był momentami wręcz wybitny, ale znajdowało się tam tyle potknięć, nieścisłości i próby wybrnięcia na siłę z pewnych sytuacji, że cieszyłam się z końca. Nie na długo, bo okazało się, że wyszła kolejna część. A ja już myślałam, że to będzie na tyle, jednak czeka mnie "Świat bez książąt". Przeczytam, bo jestem ciekawska - tylko dlatego.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3