"Zabić, zniknąć, zapomnieć" - Jacek Skowroński
Rok czy dwa temu przeczytałam gdzieś w Internecie, że rocznie z rąk płatnych zabójców ginie około stu osób. Nie wiem, skąd autor artykułu wziął te dane (są jakieś oficjalne statystyki?), ale zdecydowanie wbiły mi się w pamięć.
Zapewne wiecie, że mordercy wszelakiego rodzaju i maści mnie
fascynują – dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok nowej pozycji na
naszym rodzimym rynku wydawniczym, która traktuje o zabójcy jako zawodzie. Nie
spotkałam się z tym do tej pory i nie jestem pewna, czy to nie pierwsza taka
książka w Polsce…
Akcja także rozgrywa się tutaj. W Warszawie. Kto by się
spodziewał, że mordercy chodzą wśród nas po centrum, po Krakowskim
Przedmieściu, zapraszają prostytutki do Marriotta i tak naprawdę rządzą krajem?
Ale oczywistością jest, że wszędzie na świecie rządzi ktoś inny niż znane nam
twarze z polityki, dlatego ten punkt książki przełknęłam bez większego
problemu. Gorzej było z samym bohaterem, który miał w sobie coś niemiłosiernie
denerwującego, co też ciężko mi określić. Co prawda to on był narratorem i
czytało mi się naprawdę dobrze, ale po kilku dniach od lektury stwierdzam, że
go nie lubię. Ani tym bardziej jego dziewczyny. Tak naprawdę nie polubiłam w
tej książce nikogo. Bo nikogo do lubienia tu nie ma. Do nielubienia także.
Tak naprawdę nie potrafię określić, co sprawiło, że tak
dobrze czytało mi się tę książkę (przynajmniej dopóki nie doszło do
zakończenia, które uznałam za wyjątkowo frustrujące i zaraz zapomniałam o jego
istnieniu). Myślę, że styl autora ma z tym coś wspólnego – jest płynny. Choć
zmiana narracji w różnych punktach książki potrafiła zdezorientować. Narracyjne
i czasowe skoki zdecydowanie mi nie podeszły.
Jeśli zaś chodzi o samego mordercę, był wyjątkowo skuteczny,
choć jak na mój gust stanowczo za mało zabijał i za dużo palił. Przedstawiony
został realistycznie – jak i cały ten świat. Mimo to myślę, że ta książka mało
wnosi. Jest dobrze napisana (choć nieliczne dialogi są słabe), porusza ciekawą
tematykę, ale w ogólnych rozważaniach dochodzę do wniosku, że tak naprawdę nie
wiem, jak mogła mi się podobać. Wprowadziła mi mały mętlik, jeśli chodzi o moją
własną ocenę, dlatego nie potrafię się na jej temat jasno wypowiedzieć. „Zabić,
zniknąć, zapomnieć” jest książką z niewykorzystanym potencjałem, bo choć
historia płatnego zabójcy jest naprawdę ciekawa, na końcu okazuje się, że tak
naprawdę o niczym nie mówi. Tylko jest po to, żeby powiedzieć, że tacy ludzie
istnieją. Jaki zaś jest jej cel? Ciężko powiedzieć. Tak samo jak jednoznacznie
określić moje wrażenia po niej – niemal niewykonalne, niczym zbrodnia
doskonała, która istnieje tylko jako mit. A może nie?
Wydaje mi się jakaś taka specyficzna - nieokreślona. I to niestety w negatywnym sensie. Nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńDla mnie. Zdecydowanie dla mnie. Muszę ją mieć :D Pozdrawiam :) ja-ksiazkoholiczka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie jestem jeszcze przekonana do tej książki. Na pewno rozważę czy warto po nią sięgnąć, czy jednak lepiej sobie odpuścić.
OdpowiedzUsuń