"Dopóki mamy twarze" - C.S. Lewis

Czasem czeka się na coś latami, z wytęsknieniem, a gdy to nadchodzi - pojawia się również rozczarowanie. Zło zwycięża, a żaba zostaje żabą. Księżniczka umiera w swojej wieży. Bajka nie kończy się tak, jak tego oczekiwano.

"Opowieści z Narnii" mnie pochłonęły. To jedna z historii wieku nastoletniego, które wciąż ze mną są. Magia słów C.S. Lewisa trwała również w późniejszych latach, kiedy było mi obojętne, o czym pisał. Wtedy też pojawiło się "Dopóki mamy twarze". Książka ta (a może raczej wydawca?) wiele obiecywała. Wystarczy powiedzieć, że uważa się ją za arcydzieło. A ja się z tym nie zgadzam. Skoro ta książka jest manifestem przeciw bogom, ja tworzę właśnie manifest przeciwko oszukiwaniu mnie. Jak ktoś się zaklina, że daje mi do rąk arcydzieło, chcę to otrzymać. A nie jedynie dobrą książkę, z bardzo dobrymi elementami i ostatecznie słabym rozwiązaniem.

Lewis nie stanął na wysokości zadania. Powieść byłaby o wiele lepsza, gdyby pominąć element oskarżania bogów - ta część sprawia, że główna bohaterka - brzydka córka króla Glome - staje się mało wiarygodna. W przeciwieństwie do najmłodszej - pięknej - królewny. Ona przynajmniej nie zaprzecza temu, co przeżyła. Czy tak było naprawdę, czy była szalona - nie mnie to osądzać na podstawie tych dowodów, które dostałam w tekście, ale szaleństwo brzydkiej córki wydaje mi się jawne i sprawia, że pałam do niej niechęcią, ponieważ zaprzecza sama sobie i przez to rujnuje historię o wszystkich obiecywanych przez wydawcę przymiotach. To prawda, one tam są, ale ukryte pod warstwą głównej bohaterki-narratorki.

"Dopóki mamy twarze" czytało się dość ciężko w porównaniu do innych książek Lewisa. Fabuła zaczerpnięta z mitu o Erosie i Psyche miała wspaniałe podstawy, do pewnego momentu była niemal genialnie opracowana, jednak - jak już wspomniałam - jeden element sprawił, że większość zalet tej historii straciła na wyrazie, uginając się pod siłą wad. Czuję się trochę jak po przeczytaniu "Lolity" i mogę się nawet powtórzyć - otrzymałam tylko denerwującą brzydką bohaterkę zakochaną po uszy w swojej pięknej siostrze, która ostatecznie pozostaje naiwna. Tu nie ma odwagi - jest tylko szaleństwo. I brak geniuszu. Napisać mit na nowo może każdy, a po Lewisie spodziewałam się o wiele więcej. Tą książką byłabym tak samo rozczarowana, gdyby napisał ją ktoś inny. Nie jest jednak zła. Jest po prostu niewystarczająca.

Komentarze

  1. Czasami tak bywa, gdy poprzeczkę postawimy zbyt wysoko... A może to tak, jak z dziecięcymi wspomnieniami, które idealizują rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale istnieją autorzy, którzy sami sobie stawiają wysoko poprzeczkę - jak Lewis. Tu postawił ją też wydawca. Ja poszłam jedynie za ciosem...

      Usuń
  2. Chyba każdy wydawca zawsze obiecuje arcydzieło, zwłaszcza jak wydaje książkę bardzo znanego pisarza. Dla mnie Lewis to tylko i wyłącznie Narnia, nie będę sobie psuć tego dobrego wspomnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochwalam Twoje podejście i chyba będę się go trzymać. Narnia mnie nie rozczaruje ^^.

      Usuń
  3. Czytałam lata temu, wypożyczyłam z biblioteki i pamiętam, że męczyłam ten tytuł zanim dokończyłam lekturę. Pamiętam jednak także, że coś mi się z niej podobała i chyba były to fajne cytaty, jakie z niej wypisałam :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3