"Karaluchy" - Jo Nesbo (audiobook)
Jak zrecenzować coś, co stało się moim przyjacielem? Coś, z
czym spędziłam długie tygodnie codziennych spotkań. Poznawałam jego słabości,
silne strony i zawsze za tym tęskniłam? I nie, to nie jest powód, dla którego
nie lubię audiobooków. Do tego zaraz dojdziemy. Powodem jest to, że zaledwie
jedenaście godzin może zamienić się w dwa miesiące, a potem następuje pustka w
codziennej rutynie. Bo książka się skończyła i trzeba znaleźć dla niej
zastępstwo. Ale jak? Przecież ja nie lubię audiobooków!
Nigdy nie potrafię się skupić na jednej czynności. Monotonny
głos lektora mnie zabija. Gdy słucham książek, zwyczajnie się wyłączam. I tyle.
Nie wiem z tego nic. Na szczęście ktoś wpadł na genialny pomysł superprodukcji,
gdzie każda postać ma swój głos, w tle są jakieś szumy, a ja, idąc sobie ku
jakiemuś celowi, mogę słuchać, zatapiać się we własnych myślach i w dodatku
próbować nie wpaść pod samochód. Czyli robić kilka rzeczy na raz! I to działa,
mogę słuchać! Tak! Bo przecież oni mówią do mnie. Jest ich wielu. A gdy uderzą
się głową w szafkę kuchenną, to ja wiem, że to prawda, bo słyszę to uderzenie i
jęk. Uznałam to za przejaw geniuszu.
Jo Nesbo nie znałam przed „Karaluchami”, zatem to było nasze
pierwsze spotkanie (przy normalnym audiobooku okazałoby się pewnie ostatnim).
Harry Hole zostaje wysłany do Bangkoku, by wyjaśnić śmierć ambasadora Norwegii.
A wysłany tam został głównie dlatego, by sprawy nie rozwiązać.
Policjant-alkoholik, który za nic ma zasady, nie przejmuje się tym jednak i
postanawia znaleźć zabójcę. W książce poznajemy kilka mniej lub bardziej
rozwiniętych historii, kulturę Tajlandii oraz dowiadujemy się co nieco na pewne
newralgiczne tematy. Fabuła bardzo mi się podobała, język także, choć po
słuchaniu i to na spore raty ciężko mi to ocenić. Ale skoro wracałam do tego
każdego dnia, musiało być dobrze.
Nagranie mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. O ile
wiedziałam, że książka czytana jest przez różnych aktorów, nie spodziewałam się
dodatkowych odgłosów w rodzaju ruchu ulicznego, stuku widelca o talerz itd.
Mimo to je otrzymałam. Było parę, powiedzmy, teatralnych nieścisłości, które
wyrywały z rytmu słuchania, ale były bardzo nieliczne. Generalnie Borys Szyc
jako Harry był świetny, pozostali również. Im dalej w las, tym było lepiej,
błędy eliminowały się same. Mimo to czasem parsknęłam śmiechem, słysząc jakąś
bzdurę, która nijak mi do treści nie pasowała. Jako podsumowanie mogę
powiedzieć, że po krótkim czasie zatraciłam wrażenie, że słucham książki.
Słuchałam po prostu historii, która była opowiadana – nie czytana. Nie było to
płaskie i bez wyrazu, wręcz przeciwnie. Po „Karaluchach” naszła mnie ochota na
kolejną superprodukcję.
Ale teraz uznałam, że mojego porannego audiobooka zastępują
materiały do francuskiego. Skoro książka funkcjonowała, to czemu nie fiszki?
„Karaluchy” jako historia bardzo mi się spodobały. Z
pewnością przeczytam pierwszy tom przygód Harry’ego Hole. Tylko szkoda, że nie
będzie tam mojego cudownego Jensa Brekke, w którym absolutnie się zadurzyłam.
I doszło do tego, że tak się ze wszystkimi zaprzyjaźniłam,
że nie potrafię nawet sklecić recenzji! I dobrze. Ten audiobook to mój
przyjaciel i ma prawie same zalety.
A tam, fejsbuk srejsbuk :) Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńMuszę zabrać się za tego autora :)
OdpowiedzUsuńoo.. mnie Karaluchy podobały się chyba najmniej z całej serii..także jeśli Ciebie zachwyciły to być może pozostałe jeszcze mocniej zagoszczą w Twoim sercu;) sama czytałam w cały świat, zaczęłam od Karaluchów, potem przeskoczyłam do części: 6, 8, 7, 9, 1, 3, 5 i 4.. także dopiero teraz, mając już wszystko uporządkowane zaczęłam czytać część dziesiątą:P
OdpowiedzUsuńO, ciekawie, ciekawie! W wolnej chwili sięgnę po Twoją propozycję :) (tylko kiedy ta wolna chwila będzie?!)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czmiel