"Siła strachu" - Koethi Zan
Sara i Jennifer są najlepszymi przyjaciółkami. W związku z
traumatycznymi przeżyciami w przeszłości tworzą sobie tzw. „Listę nigdy” –
rzeczy, których dla własnego bezpieczeństwa nie powinny nigdy robić. Ich życie
polega głównie na unikaniu sytuacji stwarzających zagrożenie. A jednak okazuje
się, że ich doskonale zaplanowany sposób działania ma pewną lukę. I mimo powziętych środków
ostrożności trafiają w ręce psychopaty.
Dziesięć lat po ucieczce okazuje się, że ich oprawca ma
wkrótce wyjść z więzienia. Sara w swoim sterylnym świecie nie chce mieć z tym
nic wspólnego, jednak okazuje się, że ma szansę odnaleźć ciało przyjaciółki i
porzuca swoją terapeutkę, doskonałe białe mieszkanie i jego bezpieczne ściany –
wychodzi do świata, czego nie zrobiła od lat. I mimo panicznych lęków
dotyczących niemal wszystkiego rzuca się w ramiona niebezpieczeństwa – by odzyskać,
choćby tylko fizycznie, osobę, którą kochała najbardziej.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam jakiś thriller
(zapewne niedawno), ale jestem pewna, że „Siła strachu” (swoją drogą oryginalny
tytuł „The Never List” uważam za o wiele bardziej trafny, choć marketingowo
może słabszy) pozostanie w mojej pamięci na długo. Książka ta aż kipi od emocji
– choć raczej tych destrukcyjnych typu strach – i pokazuje życie po traumie.
Życie w kilku różnych odmianach, bo w końcu każdy radzi sobie z problemami inaczej,
co autorka świetnie pokazała na bohaterkach. Strach nigdy nie jest na tyle
silny, by nie móc znaleźć w sobie motywacji do działania. A czasem można
zepchnąć go na dalszy plan i prowadzić normalne życie. To zdecydowanie
najlepszy aspekt tej książki. Sama historia też jest fascynująca, choć nie
zrobiła na mnie aż takiego wrażenia. Najsłabszym punktem jest zakończenie – co prawda
zaskakujące, ale wymagające wyjaśnienia, jak do tego wszystkiego doszło. Dla
mnie jest zdecydowanie niewystarczające, wręcz frustrujące i moje początkowe
oraz środkowe zachwyty nad książką bledną z winy rozwiązania całej sprawy. Jest
ono zwyczajnie bez treści.
Choć Jeffery Deaver twierdzi, że to genialny thriller
psychologiczny (a w końcu to on stworzył „Kolekcjonera kości”, więc chyba wie,
o czym mówi), to czytając zakończenie, zupełnie się z nim nie zgadzam. Bez
dobrego zakończenia książka traci sporo ze swojej wartości. Wstęp i rozwinięcie
są również wg mnie genialne, ale koniec jest zupełnie niewart tej książki.
Świetne postacie oraz panujące od samego początku napięcie nagle znikają. I nie
pozostaje nic poza irytacją.
Książka jest bez wątpienia godna polecenia, ale – jak robiła
to jedna z bohaterek literackich, której imienia niestety teraz nie pamiętam –
radziłabym przerwanie czytania książki jakieś trzydzieści stron od końca. Bo
gdy autorka chce dojść do jakiejś konkluzji, sama się gubi w swoich własnych
komplikacjach. Mam wrażenie, że chciała tylko napisać książkę, a zakończenie
napisała byle jak, bo skończyć jakoś trzeba… Mimo to nie radzę się zniechęcać.
Oprócz ostatnich stron książka jest naprawdę świetna.
Oryginalny tytuł rzeczywiście o wiele lepszy. "Siła strachu" brzmi bardzo bezpłciowo jak na gatunek, który reprezentuje.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że autorka zawaliła zakończenie... Niemniej sięgnę po tę książkę, ponieważ interesuje mnie.
OdpowiedzUsuńHm, mimo zakończenia chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuń